"11 z Panem Profesorem"

Imię i Nazwisko: Michał Stój

Data urodzenia:. 12 marca 1980 roku – chyba najstarszy zawodnik, który zagrał w zacnym gronie SPAJ… Zwracam uwagę na to, że moje urodziny to jednocześnie narodziny SPAJ…

Pseudonim boiskowy:Samozwańczy Pan Profesor (choć tak naprawdę zaczerpnąłem to od Huberta, zawsze mnie tak nazywał)

 

1. Na "sztucznej" najczęściej gram jako...?

Najczęściej jako lewoskrzydłowy, ewentualnie napastnik, ale rzadko.

2. Jak spędzasz wolny czas?

Wolny czas od jakiegoś czasu jest dla mnie towarem deficytowym… Rodzina, praca – ale tak ma być! Najchętniej wolny czas spędzam na boisku, bo to niezmiennie mnie relaksuje i pozwala zapomnieć o tym, co denerwuje. Lubię też oglądać mecze w TV, zagrać sobie w gry komputerowe („strzelanki” pozwalają się rozerwać!) i oczywiście poczytać jakieś interesujące książki – ostatnio głównie historyczne – II wojna światowa. O wolnym czasie spędzanym z rodziną nie muszę pisać, bo wiadomo. Córeczka już nieźle kopie, wie, kogo tatuś lubi, więc pasja się udziela. Mam nadzieję, że synek będzie miał podobnie.

3. Ulubiony numer na koszulkę?

Od dziecka był to numer 10, tak jest nadal, ale nigdy z nim nie gram, w Legii jest zastrzeżony dla Kazimierza Deyny, więc z szacunku do legendy, nie włożę koszulki z tym numerem, nie jestem godny. Inny, który lubię to 9, ewentualnie 11.

4. Największa wada?

Zakładam, że chodzi o cechy boiskowe, nie będę pisał jak BoloJ Zatem… Beznadziejna gra głową, kiepska technika, słabnąca coraz szybciej z wiekiem siła uderzenia i kondycja. A! i jeszcze szybkość kiepściutka… Hmm… Sporo tego, ale skoro sobie szczerze „rozmawiamy”, to tak właśnie jest… Dodam może jeszcze, że nazbyt się wydzieram po innych, ale to dlatego, że zależy mi zawsze na wyniku. Owszem, gramy dla przyjemności, ale chyba chcemy wygrać, prawda? W przeciwnym wypadku nie widzę sensu we wchodzeniu na boisko.

5. Największa zaleta?

Przy tylu wadach trudno chyba znaleźć zalety... Cóż – pewnie najmocniejszą stroną w tej sytuacji pozostają cechy wolicjonalne. Ambicji chyba nie można mi odmówić. Nogi nie zawsze mogą, ale głowa chce i nigdy nie przestaje chcieć! Nie lubię się poddawać!

6. Gdyby nie piłka nożna to...?

Gdyby nie piłka? Nie żartujmy! Piłka nożna nie jest sprawą życia i śmierci, to coś o wiele ważniejszego! Nie, nie wyobrażam sobie życia bez piłki nożnej… Ogólnie lubię sport, ale piłka nożna to… piłka nożna!

7. Kto jest Twoim sportowym idolem i dlaczego?

Sportowy idol… Od razu zaznaczę, że nie umiem wskazać jednego. Z idolami sprawa jest skomplikowana. Każdy chyba w dzieciństwie miał jakiegoś. Ze mną tak było. Jak sięgam pamięcią, był to oczywiście piłkarz – konkretnie Diego Maradona – ta technika i szybkość przy słabych warunkach fizycznych (myślałem, że ja też tak mogę, głupi byłem!). Miałem 8 lat i zachwycałem się genialnym Argentyńczykiem. Jednak coś we mnie pękło, gdy dowiedziałem się o kokainie i innych nałogach. Nadal uważam, że to był wspaniały piłkarz, lecz idolem przestał być. Idolem stał się dla mnie Roman Kosecki – rok 1989 – pierwszy mecz Legii, który oglądałem. Pomyślałem: „Co gość wyprawia na boisku! Szybki, waleczny, nieustępliwy”. Wtedy zaczęła się moja miłość do Legii, która trwa i trwać będzie – aż po grób… W ogóle Legia końca lat 80 – tych i pierwszej połowy 90 – tych dostarczyła mi mnóstwo postaci, których nie zapomnę. Ratajczyk (nie było wówczas twardszego obrońcy), Pisz (jak On uderzał wolne…) czy Wojtek Kowalczyk (wtedy po prostu rewelacyjny, dziś niestety najczęściej gada głupoty…) to kawałek mojej historii. Cały pokój miałem w zdjęciach, plakatach, wycinkach z Tempa (dzisiejszy „Przegląd Sportowy”). Piękne czasy… Od mistrzostw świata we Włoszech w 1990 roku miałem kolejnych zawodników, których mogłem, a co chyba najważniejsze, nadal mogę nazywać idolami. Chodzi o Lothara Mathaeusa i Jurgena Klinsmanna. Profesjonalizm na boisku (Lothar) i zimna krew pod bramką (Jurgen). Nadal ich podziwiam, choć już nie grają w piłkę. Uwielbiałem też i nadal uwielbiam Gabriela Batistutę. Dlaczego? Zawsze podobało mi się zdobywanie bramek, a „Batigol” był w tym prawdziwym mistrzem. Fantastyczny piłkarz… Mógłbym napisać o Kazimierzu Deynie, ale niestety Jego mecze oglądałem wyłącznie z „odtworzenia”. Można powiedzieć, że tak to się nie liczy. W swoim prywatnym rankingu umieszczam więc wyłącznie zawodników, których mogłem oglądać „na bieżąco”. Dziś młodzi mają łatwiej – wybierają głównie między Messim i Ronaldo. A mój idol dziś, który wciąż gra? Artur Boruc na pewno! Dlaczego? Niech mówią o Nim, co chcą, ale to jest prawdziwy facet, który nie płacze jak panienka, nie narzeka na los, tylko robi swoje. Potrafi się wk… i zrobić jakąś głupotę, ale to przecież człowiek i ma do tego prawo. Jest fachowcem w tym, co robi, refleks, instynkt, niebywałe interwencje – dla mnie geniusz! Ktoś jeszcze? Na pewno Marek Saganowski. Ma swoje lata, lecz wciąż imponuje determinacją i walecznością. Gdyby wszyscy się tak starali… Wspomniałbym też Philipa Lahma, takiego profesjonalisty w futbolu ze świecą szukać… Zagra wszędzie! I zawsze na bardzo wysokim poziomie.Hmm… Rozpisałem się i nikt oprócz Kuczy (z obowiązku) czytał nie będzie. Pewnie Admin mi tego nie puści na stronie, młodzież nie czyta tak długich tekstów. Trudno, skoro chcieliście wywiadu, to macie! Pytanie dotyczyło idoli sportowych, a od dziecka lubiłem bardzo wiele dyscyplin. Idoli piłkarskich już opisałem, ale są jeszcze Alain Prost (wszyscy kochali Sennę, a ja Prosta – tak miałem), Jens Weissflog (dla mnie najlepszy skoczek narciarski, facet wygrywał starym stylem, a jak trzeba było skakać „po nowemu”, przestawił się i znów wygrywał – szacunek!), Michael Doohan (miałem swego czasu „jazdę” na wyścigi motocyklowe – on robił z przeciwnikami na torze, co tylko chciał, później pewnie lepszy był Valentino Rossi, ale to Australijczyk był dla mnie wzorem), Andrzej Gołota (pewnie większość myśli sobie: „Chyba zwariował!”, lecz Andrew to jest gość! Gdyby nie amerykańskie rady dziwnych ludzi, dziś więcej ludzi okazywałoby mu szacunek, na jaki zasługuje). Skoro o bokserach to jeszcze krótko o dwóch panach – bracia Kliczko! Profesjonalizm i inteligencja – bardzo to cenię u sportowców. Rzadka to dziś niestety cecha… Hokej też lubię! Potrafiłem wstawać w nocy, żeby oglądać NHL i popisy takich geniuszów hokeja jak Mario Lemieux i Weyne Gretzky. Dziś już nie ma takich zawodników… Na koniec muszę jeszcze wspomnieć Krzysztofa Cegielskiego. Bardzo lubię żużel, Krzysiek świetnie się zapowiadał, bardzo mu kibicowałem, ale w czerwcu 2003 roku miał w lidze szwedzkiej fatalny wypadek… Dowiedziałem się, że złamał kręgosłup i już nigdy nie będzie chodził. Pomyślałem wtedy, że to prawdziwa tragedia. Współczułem mu, ale Krzysiek udowodnił, że współczucie dla PRAWDZIWEGO SPORTOWCA nie jest potrzebne. On nie użalał się nad sobą. Lekarza nie dawali mu szans, ale nie słuchał ich. Niedawno zaczął chodzić… Minęło ponad 10 lat, a facet wstał z wózka! Dla mnie jest uosobieniem wszystkiego, co w sportowcu najlepsze. Idol? Bez wątpienia! Nie umiem wyjść z podziw dla jego postawy. Ech, długo mógłbym, ale już chyba wystarczy…

8. Liga, w której chciałbyś zagrać?

Ha! Dobre pytanie. Oczywiście odpowiedzi: hiszpańska, angielska czy niemiecka same się cisną na usta, ale ja…? W pierwszej kolejności wybrałbym ligę polską! Wariat? Że słaba, beznadziejna? Być może, ale nasza, a przede wszystkim tylko gra w tej a nie innej lidze pozwoliłaby mi włożyć koszulkę z „eLką” na piersi i zagrać na Łazienkowskiej 3... O niczym tak nie marzę, więc wybór dla mnie jest oczywisty! W drugiej kolejności wybrałbym, mimo wszystko, Bundesligę.

9. Wolisz grać na sztucznej nawierzchni, na trawie czy może na hali?

Gdy byłem młody (czyli większości członków SPAJ nie było na świecie…) nie było boisk ze sztuczną nawierzchnią, w hali też nie graliśmy, bo ich po prostu nie było. „Wychowałem” się na trawie i to właśnie tę murawę cenię sobie najbardziej. Oczywiście, że łatwiej gra mi się na sztucznej (hali nie lubię, gram, gdy nie da się w „plenerze”), ale piłka nożna kojarzy mi się z trawą. Zatem – prawdziwa murawa!

10. Kto wygra zbliżające się MŚ w Brazylii?

Chciałbym, żeby wygrali Niemcy. Bardzo lubię też Argentynę. Obawiam się jednak, że żadna z tych ekip nie zwycięży. Któż więc wygra? Mam nadzieję, że nie będzie to nikt z trójki: Brazylia, Hiszpania, Włochy. Tak jednak może się stać…

11. Jakie są Twoje sportowe plany na rok 2014?

Sportowy plan na 2014 rok jest prosty. Grać jak najwięcej, czyli dobrze się bawić, starać się nie złapać kontuzji, podtrzymać passę z wtorkowych spotkań (Kucza coraz mocniej naciska), ale przede wszystkim zagrać i strzelić gola (jak co roku) w już 16 Dniu Sportu 27 grudnia. Kucza wie, o czym mówię. A! Chciałbym też kiedyś strzelić słynną „ostatnią” w „Kto strzeli, ten wygra!”. Trudno będzie, bo Jarek i Czawez (a ostatnio też Bolo) monopolizuje tę konkurencję!

do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości